Darmowa pomoc prawna [na instagramie]
Okay.
W końcu zdania nie zaczyna się od "więc"... Wiedziałam, że nie zmieszczę się na instagram'ie, a dzielenie tego tematu na części mogłoby przynieść mi odwrotny skutek do zamierzonego - dlatego postanowiłam umieścić posta na blogu.
Nie wiem jak wiele z Was, "blogujących" studygramer'ów spotkało się z podobną (lub tą samą) sytuacją, ale ostatnimi czasy dosyć wiele osób pisze do mnie prywatne wiadomości z prośbą o... poradę prawną.
O ile sama w sobie prośba to totalnie nic złego - wręcz przeciwnie, poszukiwanie pomocy, zwłaszcza prawnej, pokazuje tylko, że świadomość prawna naszego społeczeństwa nie jest wcale taka najniższa jak pokazują statystyki, to wysyłanie do "obcej osoby" prywatnych kwestii swojego życia - już tak.
[Nie wiem, czy uda mi się wyjaśnić to w sposób, który chciałabym, ale spróbuję.]
Bo nie oszukujmy się - jestem dla Was obca. Pokazałam Wam moją twarz, więc wiecie już, że nie jestem żadnym pedofilem. Wiecie, że skończyłam prawo i szykuję się do egzaminu na aplikację. Że się uczę, że pracuję (nie w zawodzie), że niedługo wychodzę za mąż. Wciąż mnie nie znacie.
Fakt, przecież idąc do kancelarii po pomoc profesjonalnego prawnika, też nie znacie człowieka. Ba, wiecie o nim mniej niż o mnie. But still.
Zacznę od siebie. Nie jestem profesjonalistą. Nie pracuję, chwilowo, w zawodzie (jak już wspomniałam). Nie mam odpowiednich kompetencji, by pomagać. Mam minimalne doświadczenie (to tu, to tam), nie mam też tak ogromnej wiedzy jak większość profesjonalistów. Wybaczcie, ale z tym profesjonalistą to będę się powtarzać. Pomagam bliskim i znajomym, jeśli potrzebują - i - jeśli potrafię (!). To dosyć ważny aspekt, bo jeśli nie mam o czymś pojęcia to od razu to zaznaczam i albo próbuję pomóc albo w ogóle się za to nie biorę i odsyłam do prawnika z prawdziwego zdarzenia.
Udało mi się "wygrać" kilka spraw nie uczestnicząc i nie reprezentując, do czego nie mam odpowiednich kwalifikacji, a jakaś strona mogła reprezentować się sama. (o ile sprawy o odwołania od mandatów, uwzględnianie wniosków na korzyść można nazwać "wygraniem kilku spraw", to tak to nazwijmy, po prostu). Zrobiłam to zwyczajnie tworząc dla kogoś pisma odwołując się do odpowiednich przepisów i stanów faktycznych, których przeciętny Kowalski bez wykształcenia prawniczego prawdopodobnie nie umie. [No bo jakby umiał, to by się do mnie nie zgłaszał, chyba.]
Przejdźmy do tematu czasu i pieniędzy.
Nie wiem jakie większość z Was ma podejście do życia i pracy, ale ja mierzę dosyć wysoko. Moje podejście bardzo się zmieniło i uważam, że za wiedzę, poświęcony czas i wykonaną pracę się płaci.
BAM. Teraz pewnie 90% z Was zrobi wielkie oczy i pomyśli "cóż za próżna baba". No dobra, przeżyję, bo próżna nie jestem, a moje podejście jedynie pomaga mi walczyć o swoje, nie godzić się na to, co mi los daje, tylko czerpać trochę więcej. Dlaczego? BO MOGĘ. Bo się da. Bo nie trzeba pracować za 1000 zł i marudzić, że się mało zarabia, skoro się nic z tym nie robi. Ja zrobiłam ze swoim życiem dużo i już się nie godzę na to, co mi nie odpowiada lub obniża standardy mojego życia. A wierzcie mi, godziłam. I to był najgorszy czas mojego życia.
Tfu, jak ja brzmię. Co ja wiem o życiu! (no ale dobra, to przypomnę, że mnie nie znacie.)
Tfu, jak ja brzmię. Co ja wiem o życiu! (no ale dobra, to przypomnę, że mnie nie znacie.)
Brian'em Tracy to ja nie zostanę.
Źródło: http://www.livememe.com/ezttmip |
I żeby była jasność - ja nie chcę od nikogo pieniędzy za to, że coś tam doradzę. Ale nie chcę też dawać porad prawnych na instagramie. Ani za pieniądze, ani za darmo. Po prostu nie chcę tego robić.
Chodzi mi raczej o to, że prawnik za wykonaną pracę otrzymuje proporcjonalne wynagrodzenie. W dodatku, wbrew pozorom, dosyć wysokie. Podliczyłam ostatnio to, co zrobiłam dla pewnej znajomej według przeciętnych stawek warszawskich. Odliczyłam reprezentację, bo robiła to sama - wiadomo.
Wyszło około 1500 zł, za 3 pisma + opinię. Czy cokolwiek od niej wzięłam? Nie. A ile czasu mi to zajęło? 3 dni + kontakt telefoniczny po każdej rozprawie i w trakcie tworzenia pism. Czyli można powiedzieć, że straciłam kilka dni z życia i 1500 zł. Czas to pieniądz. Ale pomogłam. I zdobyłam doświadczenie Fajnie. Tylko, że w CV sobie tego nie wpiszę. Jedzenia za to nie kupię. Do aplikacji też się wtedy mniej uczyłam, bo miałam mniej czasu, tak bardzo się zaangażowałam w to, by zrobić to na 100%.
Wyszło około 1500 zł, za 3 pisma + opinię. Czy cokolwiek od niej wzięłam? Nie. A ile czasu mi to zajęło? 3 dni + kontakt telefoniczny po każdej rozprawie i w trakcie tworzenia pism. Czyli można powiedzieć, że straciłam kilka dni z życia i 1500 zł. Czas to pieniądz. Ale pomogłam. I zdobyłam doświadczenie Fajnie. Tylko, że w CV sobie tego nie wpiszę. Jedzenia za to nie kupię. Do aplikacji też się wtedy mniej uczyłam, bo miałam mniej czasu, tak bardzo się zaangażowałam w to, by zrobić to na 100%.
Nie można wszystkiego traktować jako powszechnie dostępnego dobra.
Ktoś teraz powie: "No, ale halo? Przecież pomagałaś biedniejszym działając dla Studenckiej Poradni Prawnej?", "ale przecież prawnik ma służyć społeczeństwu?!". No, ma.
A czy znacie lekarza, który pracuje tylko w NFZ? Ja nie. Ale jeśli jest taki, co go zadowala jego pozycja i nie szuka rozwoju i dodatkowego zarobku gdzie indziej - dajcie namiary.
Temat pieniędzy w moim przypadku to tylko dodatek do tego, by uświadomić Wam ogół wszystkich usług, z którymi stykacie się na co dzień. Niżej opiszę dlaczego tak naprawdę nie mogę Wam teraz pomagać.
I tutaj dochodzimy do tematu czasu. Byłam studentką. Miałam czas. Zbierałam doświadczenie. Wolontariat można wykonywać w każdym wieku i na każdym etapie życia, oczywiście. Tylko ja jestem na takim etapie życia, że na ten wolontariat czasu nie mam, bo on mnie zwyczajnie cofnie w rozwoju osobistym, którym się właśnie zajęłam.
Żaden prawnik nie pracuje w zawodzie charytatywnie.
Są instytucje, do których Was odsyłam i o których uświadamiam i zamierzam to robić częściej, skoro mogę mieć jakąś siłę przekazu - bezpłatna pomoc prawna, zapewniana przez Państwo czy właśnie Studenckie Poradnie Prawne, działające przy Uczelniach Wyższych. Tam "pracują" osoby, które mają trochę więcej wolnego czasu lub tak jak ja kiedyś, zbierają dodatkowe doświadczenie i poświęcają się pomocy w aspekcie prawnym. I każda z tych instytucji ma kogoś, kto ją nadzoruję - tak jak ja, jako studentka, miałam zawsze nadzorującego moje opinie i pisma, wykładowcę. Pilnował, bym nie popełniła błędów i nie wprowadziła klienta w błąd. Co w chwili obecnej - mogę robić. Mogę nakierować źle, mogę się na czymś nie znać. Nie miałam styczności z wieloma kategoriami prawa, poza czytaniem ustawy. Nie mam doświadczenia. Nie mam nadzorującego. Nie wstyd się do tego przyznać.
Źródlo - no idea |
Taka sytuacja.
Kolejna rzecz - wyszukiwarka internetowa. Często na Wasze pytania odpowiedzi są wprost udzielone po dwóch słowach wpisanych w wyszukiwarkę.
Owszem, ja mogę zrozumieć, że rozumienie kodeksu to nie taka prosta rzecz, ale prawnicy, w prostych sprawach często prowadzą blogi, w Internecie jest ogrom artykułów wyjaśniających prostemu człowiekowi pewne aspekty.
Bo przecież nie zwracają się do mnie milionowe spółki z prośbą o pomoc prawną. Tylko prości ludzie, z prostymi problemami. Które rozumiem. Które mnie bolą, gdy się z nimi do mnie zwracacie.
Nie można pomóc całemu światu. Kiedyś chciałam brać bierzmo wszystkich nieszczęść na siebie. Chciałam skupiać się na innych, poświęcając w tym siebie. Dzięki temu traciłam, nie rozwijałam się, bo nie miałam dla siebie czasu, robiłam tylko to, co musiałam, a nic ponad, by rozwinąć coś, co w przyszłości da owoce.
I oczywiście, chcę pomagać! Na tym ma polegać moja praca, ale za kilka lat będę miała i kwalifikacje i doświadczenie i odpowiednią wiedzę, by to robić (mam nadzieję). Wtedy być może też zajmę się obok bezpłatną pomocą prawną. Ale nie teraz.
Nie możecie też przyjść potem do mnie z reklamacją. Na zasadzie "Ej, źle mi doradziłaś". No, bo halo, miałabym teraz do tego prawo. (he he... mam prawo...)
Nie mogłabym pomóc, gdyby sytuacja się w jakiś sposób rozwinęła. Nie mogę reprezentować w sądzie. Nie mogę wgłębiać się w szczegóły Waszego prywatnego życia. I chociaż jest mi okropnie miło, że część z Was poczuła do mnie pewnego rodzaju zaufanie (w końcu taki zawód ;)) to nie czuję się dobrze z tym, że dzielicie się ze mną swoją prywatą w oczekiwaniu na odpowiedź ze złotym środkiem na Wasze problemy.
Złotego środka nie ma. Nie da się też wyjaśnić każdej sprawy jednym artykułem, jednym pismem czy jednym zdaniem. Law is complicated. Dlatego właśnie studia prawnicze to dla wielu krew, pot, łzy i pierdyliard notatek i kodeksów rzucanych o ścianę przed egzaminem. (zapytajcie mojego narzeczonego ile się napłakałam, nakrzyczałam, naprzeklinałam, ile pieniędzy wydałam na książki i kodeksy - ciągle nowe, ile stresu się nażarłam... Ah, no i ile razy planowałam rzucić to wszystko w cholerę.)
No i oczywiście to wszystko znowu wraca do punktu wyjścia - nie mam czasu ani kwalifikacji na to, by to robić. Zwłaszcza na instagram'ie, w prywatnej wiadomości. Gdzie nawet nie wiem jak wyglądacie, z kim JA rozmawiam.
Już pomijam fakt, że to, że skończyłam prawo i uczę się do aplikacji, nie oznacza, że jestem jakaś mądra czy coś - dlatego tym bardziej dziwi mnie, że po zdjęciach książek po prostu próbujecie szukać pomocy u mnie.
Prawo to nie jest hop siup - spraw się nie da rozwiązać na czacie, tak jak nie wyleczycie się przez Internet, bez wizyty u lekarza. Chyba, że zdiagnozujecie u siebie raka. Bo w sumie każdy ból głowy dla Google to rak.
Źródło: http://www.quickmeme.com/meme/3t4bok |
Nie mogę tego robić. Ten post ma w większości cel na przyszłość - aby nie było rozczarowań, gdy zwyczajnie, grzecznie odmówię odpowiedzi i skieruję do odpowiedniej instytucji.
Mój studygram to, jak nazwa wskazuje, studygram. Założony w celu motywacji (głównie siebie) innych, dokumentowania moich poczynań (lub ich braku) w dążeniu do założonego przez siebie celu. Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na prowadzenie doradztwa prawnego, zwłaszcza online, to możecie mi wierzyć, że będziecie pierwsi, którzy dostaną namiary.
W skrócie:
1. Nie jestem odpowiednią osobą na tym stanowisku w chwili obecnej,
2. Nie mam kwalifikacji,
3. Nie mam na to czasu,
4. Nie umiem pomóc każdemu, bo
5. Nie znam się na wszystkim.
Dziękuję Ci za ten wpis! Sama jestem na początku mojej drogi z księgowością i też wielokrotnie różne osoby się do mnie zwracają z pytaniami... A ja zwyczajnie nie mam jeszcze doświadczenia, a nie mam czasu, żeby dla kogoś szukać i drążyć (równie dobrze sam może sobie poszukać!).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pomoc prawną to ja polecam to miejsce - https://kancelariahilarowicz.pl/dla-firm/RODO. Tam naprawdę pracują ludzie, którzy mają duże doświadczenie w różnych rodzajach spraw. Ja miałam z nimi do czynienia w przypadku mojego rozwodu. Nie jest to zbyt przyjemna kwestia, ale mam wrażenie, że dzięki nim wszystko załatwiłam szybko i bezboleśnie na ile to możliwe.
OdpowiedzUsuń